Wyprzedaże
Przeczytałam właśnie tekst z ostaniego wydania Polityki Piotra Stasiaka „Dziś prawdziwych okazji już nie ma”. Tekst nie jest może jakoś niesamowicie wciągający, ale zawiera kilka faktów, które mnie zaciekawiły.
Przede wszystkim wytłumaczono mi w końcu, skąd ogromne przeceny na Zachodzie. Otóż w trakcie zwykłego sezonu sklepy wystawiają tam ubrania ponad dwa razy drożej, niż kupiły je u producenta („czyli bluzka kupiona u producenta za przykładowe 100 euro kosztuje 249 euro”). Nic dziwnego więc, że z taką łatwością obniżają ceny w trakcie wyprzedaży o 50% – wtedy i tak na tym zarabiają. Tymczasem w Polsce sklepy stosują inną taktykę – woląc sprzedać więcej, nawet jeśli z niższą marżą, podwyższają ceny najwyżej o połowę („bluzka kupiona za 100zł kosztuje np. 199zł”). Kiedy więc nadchodzi czas wyprzedaż, obniżenie ceny o 50% oznaczałoby brak zysku. Dlatego też w sklepach z napisami „do -70%” większość rzeczy jest tańsza o 20, 30%, a tylko nieliczne, te „których i tak nikt by nie kupił”, np. w nietypowych rozmiarach, kosztują te „-70%”.
Oprócz samego wyjaśnienia idei przecen, zaciekawiło mnie również stwierdzenie, że w tym roku na wyprzedarzach niczego już tak naprawdę nie ma, bo wszystko zostało wykupione wcześniej dzięki gospodarczemu boomowi i rozbuchaniu konsumpcyjnych skłonności Polaków. „Agnieszka Żebrowska z firmy handlowej Varner Polska, właściciela sieci sklepów Cubus, Carlings i Benetton, była zaskoczona gdy na początku grudnia na półkach zaczęło brakować towaru.” Tymczasem ja (choć po pierwsze: zauważyłam tłumy przewalające się w tą i z powrotem po galerii handlowej, po drugie: muszę przyznać, że byłam na początku stycznia tylko w kilku sklepach) miałam inne odczucie. Np. w Pepe Jeans w GM towar był dokładnie taki sam, jak jakiś czas wcześniej, tyle że przeceniony (oczywiście wymarzone spodnie a’la Katherine Hepburn, na które wydałam kilka tygodni temu jakiś ogrom pieniędzy, teraz też leżały przecenione…). Nie brakowało rozmiarów (!) – mimo swojego s/m nie miałam problemów ze znalezieniem odpowiednich ubrań. Podpobnie w Nine West – chociaż mam najpospolitsze 37/38, tylko w 2 wypadkach na przymierzanych 7 powiedziano mi, że nie ma już mojego rozmiaru (statystycznie podobnie wypada w czasie nie-przecen). Czy to naprawdę tylko ja miałam tyle szczęścia? No bo przecież badania sprzedaży (chyba) nie kłamią.
Na koniec sprawa zupełnie oczywista, chociaż potwierdzona po raz n-ty przez Piotra Stasiaka. Czy wy też uważacie, że to, co dzieje się z nami podczas wyprzedaży, to wyraz atawistycznych instynktów łownych? Naprawdę nie umiem inaczej wytłumaczyć, czemu aż tak bardzo cieszę się z pinupowej kwiatowej spinki do włosów, którą kupiłam za 5zł zamiast 23zł 🙂
Na koniec w ramach komentarza a propos manipulowania nami w sklepach (sprawa co prawda dotyczy makaronu, a nie ubrań, ale moim zdaniem i tak pięknie oddaje ogólną ideę):
Jakiś czas temu moja Mama robiła zakupy w jednym z popularnych supermarketów. Nagle trafiła na ogromny banner z napisem „Makaron X z sosem gratis” oraz z podaną ceną. Ponieważ Mama przechodziła wcześniej obok makaronów, wydało jej się, że cena podana na bannerze jest wyższa niż ta samego makaronu X. Sprawdziła to i okazało się, że ma rację. Złapała więc ekspedientkę i zapytała się, czemu w ten sposób okłamują klientów. „No co pani chce, jest gratis, to jest droższe” – usłyszała w odpowiedzi 🙂
Tym optymistycznym akcentem kończę i życzę wszystkim owocnych łowów na resztkach wyprzedaży 🙂