Skawina, Interrun i rozpoczęcie sezonu rowerowego 2013
Nie wierzę! Ostatni wpis poczyniony na blogu to Marzanna! Wstyd! To było w połowie marca, mamy połowę maja! Jak się z tego wytłumaczę? Mam kilka usprawiedliwień – zdałam wreszcie egzamin przewodnicki!!! Jestem licencjonowanym przewodnikiem po stołecznym królewskim mieście Kraków;) To było moje trzecie podejście. Udało się! Egzamin należał do jednego z najdłuższych w dziejach – trwał 5 h! Czekam teraz na legitymację i swój numer porządkowy. Zaczęłam studia podyplomowe. Więc co drugi weekend spędzam na uczelni. Zmieniłam pracę, i nareszcie spełniły się moje marzenia zawodowe – pracuję w dziale podatkowym. I wreszcie ostatnia, ale najważniejsza rzecz – wyjątkowa – buduje się dom. Na razie dla nas i malamutów. W przyszłości dla dzieci. Dla nas wszystkich. Głowę mam zajętą planowaniem i myśleniem o domu. Budowa jak malamut – chce żeby zająć się nią codziennie chociaż na chwilę. Wszystko kręci się! I rower też wreszcie się rozkręcił w miniony weekend – po raz pierwszy w tym sezonie. Trasa mini, dla przedszkolaka, ale uczuciowo ważna – z obecnego mieszkania do przyszłego domu pod Krakowem. Niecałe pół godziny pędem w jedną i powrotną stronę. Nie schudłam 10 kg jak obiecałam Bullsowi rok temu. Niestety, będzie musiał dalej dźwigać 80 kg mojej żywej wagi.
11 maja wzięłam udział w skawińskim biegu na 10 km. Dzień był potwornie duszny! Biegł z nami bosy biegacz;) Spotkam go jeszcze na Interrunie w Krakowie gdzie podczas biegu flaga wpadnie mu do Wisły. Oj co to za pech! Nie wiedział co robić. Wskakiwać do Wisły, wołać o pomoc, biec dalej. W okrutnej był rozterce. W końcu porzucił pomysł skoku do zimnej i ukończył bieg bez swojej sławnej flagi. Jak się potem dowiedziałam o tyle była ona cenna, że zawierała liczne autografy i wpisy. Była swoistym pamiętnikiem biegowym bosego biegacza. Wracając jeszcze do Skawiny – zawsze wzruszają mnie i będą wzruszać zawodnicy, którzy biegną z niepełnosprawną osobą na wózku. Wiecie co jest najfajniejsze w tej relacji biegowej? Uśmiech! Wielki, ciepły i radosny uśmiech niepełnosprawnej czy chorej osoby. To genialny motywator dla sprawnego biegacza…Biegło też kilkoro rodziców ze swoimi dzieciakami w wózkach. Nawet taki maluch ma swój numer startowy;)
Ostatni kilometr biegłam z Albusem chcąc go trochę rozruszać. Jęzor wywalił na zewnątrz i bardzo interesował się tym, co działo się wokół rynku skawińskiego. Ludzie pokrzykiwali za nim, wzdychali i zachwycali się nad jego urodą i wytrzymałością. Nie dementowałam tego, że biegł tylko 1 km a nie 10. Przecież na „Marzannie” udowodnił, że jak chce to może nawet 15 km urwać!;)
I Interrun 26 maja. Fajny rodzinny bieg, start z Rynku krakowskiego, bieg bulwarami, wzdłuż Kazimierza i Podgórza. Finał też na Rynku. Z trasy zapamiętam ojca franciszkanina, który stał przy klasztorze na franciszkańskiej z transparentem na którymi pisało „Szczęść Boże”. Dopingował mocno krzycząc, że jego też bolą nogi po wczorajszym biegu;) Albus niestety nie biegł ze mną w ogóle. Towarzyszył Dominikowi, który robił mi zdjęcia a na ostatni kilometr na ul. Floriańską już nie udało im się przedostać, bo Albus ciągnął w przeciwną stronę. Nie zabrakło incydentu z ochroną z biegu i Strażą Miejską. Oto jakiś upierdliwy ochroniarz podchodził do Dominika kilka razy napominając go – że pies nie ma kagańca, że nie wolno tu z nim być, że mają sobie pójść, że wezwie Straż, że pokaże przepisy a w ogóle to obecność psów na Rynku reguluje regulamin imprezy InterRun. Szkoda tylko, że trafił na Dominika, który ospałym głosem mu odpowiedział, że on nie uczestniczy w tej imprezie więc rzeczony regulamin ma wiadomo gdzie;) Nonsens! Albus był na smyczy, jak nakazują przepisy miejskie. Kaganiec tak – dla ras agresywnych. Czy on naprawdę ma taki agresywny look?

Przetłumaczę go – „Skoro już się tak tulisz do mnie a ja Ci na to pozwalam, to teraz mnie głaskaj!”.
No, nareszcie powrót do bloga. Podwójna radość: po primo, że jak zwykle czyta się świetnie, a po wtóre, że dopingujesz mnie do pisania.
Ale mam i krytykę: zdjęcia ładne, ale się do opisów nie umywają. Pisz więcej.
No, i na ostatku, ale nie najmniej ważne: gratuluję ostróg przewodnickich! To naprawdę trudniejsze niż szlify profesorskie.
Do zobaczenia na rowerku