Lover-rover

No matter who broke your heart and how long it will take to heal it…
You wouldn`t pass through it without your bike… Just keep spinning!
O mojej pasji do 28 calowych kół i czerwonej owijki. Blog o mojej szosie.

Półmaraton Marzanny i 15 km Albusa

Tak pochłonęła mnie nauka na egzamin przewodnicki, że nie zorientowałam się jak minęło już 5 dni od mojego startu w półmaratonie „Marzanny”  z Albusem. A tego wydarzenia nie sposób pominąć!

Albus! Ty mój bohaterze. Dopiero jak obudziliśmy się w niedzielę o 8 rano, zdecydowaliśmy, że biegniemy. Nie byliśmy nawet zarejestrowani. Wieczór wcześniej miałeś gorączkę (nosek palił jak wulkan), i nawet nie chciałam Ci tłumaczyć co znaczy 21 km biegu. Wstaliśmy, zobaczyliśmy słońce, wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenie i była decyzja – Biegniemy. Dostałeś na rozgrzewkę kawał polędwicy, która miała być na obiad;) Pędem do rejestracji, dostaliśmy jeden z ostatnich numerów. Rozbieżka ponad godzinę przed biegiem, rozeznanie terenu, załatwienie potrzeb i obwąchanie dziesiątek uczestników. Godzina 11 start.

Albus wystartował jak zawodowiec. Mocno, jednostajnie, momentami mnie podciągał. Do 5 km bieg go cieszył. Na 7 km był pierwszy postój i leżenie na śniegu. To był postój na tzw. odetchnięcie. 3 minuty i biegliśmy dalej. Do 10 km też było ok i chociaż ja ciągnęłam go bardziej, to w końcu od czego jest duet! Raz ja, raz on. Bieg wzdłuż Wisły był ciągłym usiłowaniem zbiegnięcia do wody i sprawdzenia czy przypadkiem nie można by się w niej zanurzyć. Albus zbiegał a ja mu tłumaczyłam, że nie teraz czas na kąpiele. Pod Wawelem – pierwszy kryzys. Leżenie tzw. a-właściwie-czemu-ja-mam-się-tak-męczyć. Albus rozłożył się jak długi i ciężki i moje proszenie, rozkaz, błaganie, powolna utrata cierpliwości nic nie dały. To było dla mnie trudne 10 min, ponieważ kiedy spróbowałam go siłą podnieść, zawarczał obco dla mnie. Znamy się od 3 miesięcy i rozpoznaję powoli jego humory i nastroje, ale ten odgłos cierpienia i zmęczenia był dla mnie nowy. Byłam bliska tego, żeby sięgnąć po telefon i zadzwonić do Dominika z pytaniem co robić, kiedy nagle wróciły siły do Albusa i na moje pociągnięcie wstał i biegł ze mną dalej. Ale byłam szczęśliwa! I dumna! Ogromnie dumna z jego odwagi. Przebiegliśmy trasę wokół Wawelu, Kanoniczą i wzdłuż Plant. Na końcu alejki drugi kryzys. Tym razem miałam już wrażenie, że to coś poważniejszego – Albus osłabł na nogach, jęzor mu wisiał bokiem, zanurzył się w śniegu. Jadł go ile wlezie! Moje pociągnięcia nie miały sensu. Patrzył na mnie i gdyby mówił, jestem pewna, że zapytałby mnie czy nie wymagam od niego za dużo – Biegamy ledwo od 3 miesięcy, on ma 8 lat i nasze treningi są raczej nieregularne a ja każę przebiec mu 21 km! Mądry pies. Niemądry właściciel, czyli ja.

Ten bieg nie był dedykowany moim siłom i sprawdzeniu mojej formy. Czuję, że jest podobna jak do tej z roku poprzedniego. Ja chciałam ten bieg zadedykować jemu i naszej nowej pasji – wspólnemu bieganiu. Czułam, że 21 km razem nie będzie możliwe na pierwszy raz i w odpowiednim momencie będziemy musieli się oderwać.

Nagle zjawiła się pewna pani o dobrym duchu, która dokonała rzeczy cudownej – nie rozżalała się nad psem, tylko zagadała do nas ot tak po prostu - Nie chce ci się już, co? Mnie też! Ale dawaj! Dasz radę piesku, wstawaj! Podbiegła do nas, zagwizdała na Albusa, i ten wstał, żeby biec dalej. Ale to było świetne! Dziękuję tej zawodniczce, bo to była nieoceniona pomoc na trasie.

Truchtaliśmy tak do 15 km. Wbiegliśmy na Błonia. I wtedy już wiedziałam  na 100%, że muszę odpiąć Albusa. Zawinął się wokół drzewa i byłabym nieludzka, gdybym go ciągnęła dalej. Niezawodny Dominik, nazwany na forum maratonypolskie.pl „jednoosobowym lotnym patrolem z wodą i trawiastozieloną miską” (genialna chrakterystyka!;) stał tam i czekał na nas. Przejął pas, Albusa i czekał na moje 2 ostatnie okrążenia, czyli 6 km.

Ostatni kilometr był wyjątkowy – też w duecie, ale tym razem z zawodniczką Magdą, młodą mamą, która pierwszy raz startowała w półmaratonie. Widziałam, że traci siły na ostatnim kilometrze, dlatego wzięłam ją za rękę i obiecałam, że dobiegniemy razem a ona się nie podda! Truchtałyśmy razem, ja starałam się ją dopingować. Upierała się, że meta się oddala;) A to będzie najdłuższy w jej życiu kilometr. Dobiegłyśmy! Uściskałyśmy się na mecie i pogratulowały sobie.

Albus czekał na mecie. Też dostał medal. Za te 15 km ciężkiej pracyoddaję mu też swój medal pamiątkowy.

Alaskan malamuty to na pewno dobre psy do biegania. Ale 8-letni alaskan malamut o wadze 50 kg, który dopiero debiutuje, to wyzwanie. Albus był spacerowiczem przez 8 lat. A nagle ja chcę zrobić z niego biegacza. Dlatego jestem ogromnie dumna i pełna zadowolenia, że po tak krótkim czasie udaje nam się przebiec razem 15 km.

Malamuty to przede wszystkim SILNE psy, których siła uciągu może sięgać nawet kilkuset kilogramów. Za to są mniej wytrzymałe niż husky syberyjskie, które nie są tak silne, ale za to są długodystansowcami.

Albus! Zjadłeś po biegu połowę 60-cm pizzy;)

Zgrany z nas duet, prawda?

Dla tych, którzy lubią liczby – 2h35min ;)

Moja nagroda – czekała na mnie na mecie;)


Komentarzy: 0
Zostaw swój komentarz

Unable to load the Are You a Human PlayThru™. Please contact the site owner to report the problem.