Jak malamut na śniegu
Jak ryba w wodzie też mogłoby być, ale wyrażenie jak malamut na śniegu uknułam już dawno i skromnie propaguję. Chciałam sprawdzić jego formę (swoją zresztą też), ubraliśmy się szybko, wsiedli do samochodu i za 7 minut byliśmy w Dziekanowicach, żeby tam potruchtać. I chociaż śnieg, który jest na zdjęciach już dawno jest tylko wspomnieniem, to będzie ochłodą na upalne letnie dni. Tak chwilowo się stało, że bieganie zostało gdzieś z boku, ale nie starcza doby na wszystko, co bym chciała zrobić. Praca trochę doskwiera, a raczej czas jaki w niej spędzam, i inne tematy budowlano-domowe. Bieganie jest w statusie pending. Ale nic mu nie grozi. Nie zginie. A tymczasem – moja radość! Bo satysfakcja z jego cieszącej się mordy jak brodzi po śniegu jest wystarczająco niezapomniana…